niedziela, 7 listopada 2010

"Zbrodnie z namiętności"

„Zbrodnie z namiętności”


Był to obskurny przedział. Z obu stron zatęchłe, wytarte, podziurawione przez mole siedzenia, potęgowały uczucie zaszczucia. Do tego nieznośny fetor unoszący się w powietrzu. Fetor ludzkiego strachu i nienawiści. Nabistom zdecydowanie nie spodobałoby się to miejsce. Krótka retrospekcja – jak to mówią, doświadczyć empirycznie, znaczy zrozumieć. No, nie do końca, nie w tym przypadku. Paradoksalnie, cieszyła się z tego jednocześnie czując żal do siebie samej. Dlaczego wtedy stała biernie? Gdyby nie natłok myśli, z pewnością zauważyłaby tego krępego, stroniącego od ludzi człowieka. Jak zresztą mogła tego nie zrobić. Ceremonialnie wyciągnął sztylet, a gdy jej mąż się odwrócił do okna, aby zarejestrować kilka obrazów, umykających bezpowrotnie, gbur wbił mu nieskazitelnie czyste ostrze między żebra... Na sekundę jej spojrzenie napotkało jego, mimo iż było to doświadczenie tak efemeryczne, przez tą krótką chwilę, która wydawała się być całymi eonami, ona zrozumiała dlaczego to zrobił. Iluzja zbrodni. Nie usprawiedliwiała go. Ona go rozumiała. Nie pozwoliła mu uciec, pozwoliła mu wyjść, sama będąc targana sprzecznymi emocjami. Może po prostu nie złapała go, ponieważ się brzydziła? Był on bardziej podobny do pewnego abisalnego gatunku skorupiaka, niż przedstawiciela Homo Sapiens. Od tego zdarzenia minęły lata. To przypadek, czy może wola wyższa? Nie wierzyła w boga chrześcijan, nie od tamtego czasu, mimo to była teistką. Czuła, że znajdowała się w symbiozie z jakimś wyższym bytem, nie była tylko świadoma realności swoich snów, oraz iluzoryczności życia doczesnego. Spojrzała na siedzenie po lewej. To tam opadł bezwładnie jej mąż, a stróżki krwi cieknące z jego boku stworzyły na w poły realny wodospad dla nierealnych bytów. Nie da się ukryć, to miejsce, ten przedział był obmierzły. Zepsuty do szpiku kości. Jednak ab hadierno jej, a raczej ich córka, została abiturientką najlepszego liceum w mieście. Coś błysnęło za oknem, machinalnie odwróciła się by zobaczyć co to. Jedyny bodziec wzrokowy, jaki zdążyły przekazać do jej mózgu synapsy to to samo, misternie polerowane ostrze sztyletu, co wtedy. Podniesione do góry, odbiło promienie słoneczne, które ona zinterpretowała jako błysk za oknem. Opadła na kolana. W tym samym miejscu, w którym kiedyś jej mąż. Przez ostatnią chwilę zastanawiała się nad zepsuciem tego osobnika, jego makiawelicznego charakteru i przyczyn, dla których popełnia te zbrodnie. Jednak teraz była mu wdzięczna. Nie szukała nawet tabula in naufragio. Nareszcie zobaczy męża, nie w niebie, a w słodkim niebycie, jak sama nazywała to miejsce. Zamknęła oczy. Kolejny wodospad krwi, rozpoczął swój bieg. Te morderstwa nie miały racjonalnego wyjaśnienia. Sam oprawca zresztą nazywał je zbrodniami z namiętności...





Ab hadierno - od dnia dzisiejszego
nabiści - grupa francuskich artystów działających w Paryżu (1888–1903), propagujących sztukę dekoracyjną o syntetycznej formie i bogatym programie symbolicznym
tabula in naufragio – ostatnia deska ratunku

-------------------------------------------------------------------------


Myślę, drogi Czytelniku, że należy Ci się wyjaśnienie a propos powyższej prozy. Otóż, powstała ona kilka lat temu, jako zadanie domowe. W liceum przerabialiśmy "Sklepy Cynamonowe", które jak pewnie wiesz, nie należą do najprostszych tworów literatury. Zadanie polegało na stworzeniu prozy, maksymalnie na jedną stronę, zawierającej jak najwięcej ciekawych, nie występujących często w języku powszechnym, słów i zwrotów. Nie obawiaj się zatem, kolejne zamieszczone opowiadania będą już pisane "po ludzku". To dodałem jako ciekawostkę i zapchaj-dziurę po "Wstępie". Bo czymże jest blog o twórczości, bez twórczości?

Początek

Witam. Chcę Ci się drogi czytelniku przedstawić. Chcę, abyś trochę mnie poznał. W końcu, pisze się po to, aby ktoś to czytał. Jednakże, jak powiedział Stephen King - nawet bez czytelników pisanie ma sens. Warto to robić dla siebie. Uwalniać własne pomysły. Zapisywać je.

Nie mam zamiaru porównywać siebie do Stephena Kinga. Nie dzisiaj, nie jutro. Nigdy. On jest mistrzem, ja amatorem. Pisać potrafię tak jak widzisz, drogi Czytelniku. Jak każdy. Może to moje chore ambicje, a może ciekawość pchnęły mnie do stworzenia tego bloga. Chcę wiedzieć jak odbiorą moje pomysły i to jak przelewam je na (e)papier inni.

Przez chwilę zastanawiałem się nad pisaniem po angielsku, lecz jakiż jest sens takiego zabiegu, gdy angielskim władam biegle dopiero po trzech piwach, a wtedy jest on na poziomie raczej potocznym niż literackim.

Chwilę zastanowiłem się nad tym, jakiego rodzaju opowiadania chciałbym tu publikować i ze zdziwieniem odkrywam, że nie wiem. Myślałem początkowo o czymś w rodzaju grozy, może z elementami fantasy czy science-fiction, ale dochodzę do wniosku, że jednak sf jest ponad moje siły.
Będę publikował wszystko co stworzę. Z jaką częstotliwością? Nie wiem. Jedno opowiadanie na miesiąc? Dwa na rok? Trzy na tydzień? Nie wiem. I to właśnie jest piękne.

Mam nadzieję, drogi Czytelniku, że zaglądniesz tutaj czasami w poszukiwaniu jakiejś ciekawej opowieści. Że będziesz zaglądał tutaj często, czasami, rzadko, ale jednak będziesz. Mam również nadzieję, że przypadnie Ci do gustu mój sposób spisywania myśli, przekazywania ich, pobudzania wyobraźni.

Tymczasem pozostaje tylko czekać - tak mi, jak i Tobie - na pierwsze z wielu (mam nadzieję) opowiadań, jakie pojawią się na tym blogu.

Pozdrawiam.